Festiwal, który będzie się śnił po nocach

Kolejna edycja naszego festiwalu dobiega końca. Do domów wróciło, bądź właśnie wraca, kilka tysięcy uczestników imprezy, którzy zabrali ze sobą bagaż wspaniałych wspomnień. Kilkoro z nich zapytaliśmy jak podsumowują tegoroczny Garbicz Festival.

Lena to Norweżka mieszkająca w Oslo. Na Garbicz Festival pojawiła się w tym roku po raz pierwszy: – Jest bardzo fajnie. Pracowałyśmy z koleżanką jako wolontariuszki na barze. Były to dwie zmiany po osiem godzin. Nie było trudno, czerpałyśmy z tego wiele radości. Co do samego festiwalu, to cieszyła różnorodność scen, wszystko wyglądało pięknie. Organizatorzy włożyli w to duży wysiłek. To pierwszy festiwal elektroniczny, na którym jestem. W Norwegii z reguły jeździmy na festiwale rockowe.

Alex to członek berlińskiej, artystycznej grupy Baketown Collective, która prezentowała się festiwalowej publiczności. To jego kolejna wizyta na Garbicz Festival. Niemiec jest zdania, że uczestnicy wydarzenia są jak bracia i siostry: – Nie ma tu żadnych granic, złych intencji. Nie widziałem tu bójek, nie widziałem agresji, jedynie miłość. Samo miejsce charakteryzuje się piękną naturą i doskonałą kondycją, pomimo rosnącej liczby uczestników festiwalu. Jeśli za rok odbędzie się kolejna edycja, zdecydowanie tu wrócę – mówi berlińczyk.

Fabio przyjechał do Garbicza ze Szwajcarii: – Podoba mi się to miejsce. Niesamowity obszar wokół natury i niesamowite dekoracje. Doceniam energię, jaką organizatorzy i wolontariusze włożyli w każdą konstrukcję. Moją ulubioną sceną była Wiese, ale świetnie było też na Buk Corner. To mój pierwszy techno festiwal. Przyjechałem w czwartek i to moje pierwsze tego typu doświadczenie. Ludzie są szczęśliwi, zwariowani i zarażają dobrą energią.

W samych superlatywach o naszym festiwalu wypowiada się również Polka, Alicja: – Czuję się tu jak w krainie czarów. Ogrom pracy włożony we wszystkie dekoracje, oświetlenie, muzykę i całą otoczkę jest godny podziwu. To pierwszy festiwal, z którego nie chce mi się wyjeżdżać pomimo ogromnego zmęczenia. Praktycznie nie ma tutaj negatywnych interakcji z innymi ludźmi. Bardzo podoba mi się też strona muzyczna, te kilka scen daje możliwość wyboru. Moją ulubioną atrakcją jest „technobetoniarka” i lasek, który oświetla niesamowitym światłem, gdzie człowiek czuje się, jakby leciał w kosmos, oraz scena Buk Corner. Mam nadzieję, że ten festiwal będzie mi się śnił po nocach.

Filip Praski
FOTO: Marcin Kalita