Garbicz Festival od środka

W tym roku przy festiwalu pracuje – w różnej formie – ponad 1500 osób.

Jedną z nich jest Filip. Posłuchajcie jego opowieści.

Wielu z nas pracuje przy festiwalu od samego początku lub przynajmniej od kilku już lat. Impreza na samym początku miała charakter wręcz koleżeński, takiego spotkania dużego grona przyjaciół i znajomych. Z czasem, dochodzili kolejni goście i pracownicy. Trochę na zasadzie poczty pantoflowej: znajomi zaczęli opowiadać znajomym, ludzie wcześniej uczestniczący w festiwalu chcieli pracować także podczas następnej edycji.
Co roku pojawiają się też osoby zainteresowane odbyciem stażu przy festiwalu, które zgłosiły się do kogoś z zespołu, wysłały aplikację mailem, spotkały się na rozmowę, zostały polecone, itd. Ja, na przykład, dwa lata temu spotkałem w Stambule (podczas mojego Erazmusa) Turka, który współpracuje z zespołem Garbicza (z którego spora część osób pracuje też przy organizacji innych wydarzeń/imprez w Berlinie). Zaczęliśmy o tym rozmawiać. On mnie polecił, ja napisałem maila, zaprosili mnie na rozmowę, opowiedzieli mi o festiwalu i latem – dwa lata temu – odbyłem u nich staż. A teraz poprosili mnie ponownie o współpracę, co mnie bardzo ucieszyło.

 Ci pracownicy, którzy są w Garbiczu już od kilku lat, zamieniają to miejsce w swój dom już przed festiwalem. Szczególnie ludzie, którzy zajmują się architekturą terenu (budują sceny, stoiska z jedzeniem, połączenia elektryczne, hydrauliczne, internetowe, dekoracje, itd.). Oni są tam już miesiąc przed festiwalem i dla własnego komfortu, w czasie wolnym, organizują swoje własne kąty. Niektórzy zabierają ze sobą przyczepy, kampery, stawiają wozy na kołach, inni budują nawet swoje małe chatki ze starych, nieużywanych już materiałów (drzwi, europalety, stare okna).

 Mieszkam na co dzień w Berlinie, tak jak duża część zespołu produkcyjnego festiwalu. Ale są to nie tylko Niemcy. Berlin jest miastem bardzo międzynarodowym i tak też jest w zespole Garbicza. Polacy, których tu spotykam,  pochodzą w większości z okolicy Garbicza, często są ze sobą spokrewnieni i – tak jak obcokrajowcy – pracują już przy festiwalu kolejny rok z rzędu. Dziewczyny pracujące na kuchni mają niesamowitą okazję do spróbowania swoich umiejętności komunikacyjnych w językach obcych. Starsze panie, które nie miały okazji nauczenia się angielskiego lub niemieckiego w szkole, radzą sobie na swój sposób. Ostatnio jak byłem w Garbiczu, posiłki serwowała jedna starsza pani – Polka i jedna nieco młodsza dziewczyna z Niemiec. Niesamowite było widzieć jak dogadują się między sobą, chociaż nie mówiły w żadnym wspólnym języku. Pani-Polka zwracała się po polsku, druga (jakby nigdy nic) rozumiała to, podała co trzeba i odpowiedziała po niemiecku

Polscy pracownicy znają podstawowe zwroty/określenia po niemiecku czy angielsku (czasem jest to tylko Hi, Hello, Gut/Good, Danke, Thank You, itp., ale zawsze coś), z kolei obcokrajowcy często tłumaczą się problemami z wymówieniem polskich słów (np. „cześć”). Dlatego postanowiliśmy – jako część polskiej ekipy, która ma wpływ na proces tworzenia – poradzić sobie i z tym.
Wiem, że Iza bardzo szkoli obcokrajowców na miejscu, specjalnie zwracając się do nich po polsku. Od rana do wieczora. Podkreśla jak ważne jest to, żeby też próbowali się komunikować z Polakami i Polkami w ich języku.
W tym roku przygotowaliśmy w naszym biurze słowniczek, który został już wysłany do wszystkich pracowników. Pojawił się też pomysł, żeby zorganizować 20-minutową lekcję polskiego po każdym posiłku, ale zobaczymy czy uda nam się znaleźć kogoś, kto się podejmie prowadzenia takich zajęć.

 Wolontariusze przyjeżdżają już od ok. dwóch tygodni przed festiwalem i pomagają we wszystkich aktywnościach, różnych teamów. Większość z nich jednak przyjeżdża na sam czas festiwalu i najczęściej odbywają wtedy dwie zmiany po osiem godzin (w różnej formie – za barem, przy wydawaniu posiłków dla pracowników, jako pomoc w kuchni, w Lost&Found, w biurze informacji, jako tłumacze, itd.).
Rekrutacja zaczyna się na początku roku i jest otwarta dla każdego. Ludzie aplikują z różnych miejsc, z całego świata (z Polski, Niemiec, Hiszpanii, Włoch, Stanów Zjednoczonych, RPA, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii, itd).

Różne zespoły artystyczne, które przyjeżdżają na festiwal organizują swoje kąty samodzielnie. Na przykład grupa Birdmilk zajmuje się organizacją sceny poświęconej sztukom performatywnym „Dickicht” (z niemieckiego „Kryjówka”). Natomiast grupa Moos Crew organizuje scenę nad jeziorem. Są też ekipyy, które co roku wspólnie jeżdżą po różnych festiwalach, jak np. stoisko z sokami, WeinBar albo takie, które zawiązują się specjalnie na czas, przed i w trakcie Garbicz Festivalu, np. nasze przedszkole, które opiekuje się dziećmi pracowników w trakcie pracy przed festiwalem. Bo nasi współpracownicy, którzy mają dzieci, chętnie zabierają je do Garbicza. W porównaniu z życiem miejskim, Garbicz jest dla nich małym-wielkim rajem.